źródło: stylowi.pl |
Wielkimi krokami zbliża się dzień urodzin Panicza. A ponieważ dziecię me jest niezwykle towarzyskie i uwielbia przebywać z innymi dziećmi, umyślił sobie, że w tym roku zaprosi kilka osób na imprezkę (jak sam to określił).
Może nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie umieścił na liście gości niemal wszystkich dzieci z zerówki i pierwszej klasy. Cudnie wprost. Mimo tego, że zespół jest kameralny, to uzbierało się dwadzieścia sztuk. Ech. Ciekawe gdzie ich pomieszczę? I tak zaczęliśmy pertraktować, jak by zorganizować przyjęcie w taki sposób, aby nikogo nie pominąć i by wszyscy dobrze się bawili.
Może nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie umieścił na liście gości niemal wszystkich dzieci z zerówki i pierwszej klasy. Cudnie wprost. Mimo tego, że zespół jest kameralny, to uzbierało się dwadzieścia sztuk. Ech. Ciekawe gdzie ich pomieszczę? I tak zaczęliśmy pertraktować, jak by zorganizować przyjęcie w taki sposób, aby nikogo nie pominąć i by wszyscy dobrze się bawili.
Jakie to szczęście, że wykonuję taki, a nie inny zawód. Akurat w tym przypadku wyuczony fach przeszedł mi z pomocą :) Szybciutko udałam się do Paniczowej Wychowawczyni z zapytaniem, czy możemy zagospodarować jedną lekcję na wspólne świętowanie. Wyrozumiała Pani M. ucieszyła się z propozycji i zapewniła o swej chęci pomocy (w razie czegoś nieprzewidzianego).
Początkowo ustaliliśmy z małym solenizantem, że zaniesiemy do szkoły tort i tyle. Starsze Pisklę jest jednak bystre i dobrze wie, że jeśli poprosi mamę, to ona nawymyśla rozmaitych atrakcji. W ten prosty, acz niezamierzony sposób powstał scenariusz pierwszego belfrowego balu urodzinowego. Poczytajcie, polubcie, albo pokrytykujcie. Mamy tydzień na wniesienie ewentualnych poprawek, hehe.
Całość zajęć prowadzona w oparciu o tytułowe opowiadanie z cyklu "Tappi i urodzinowe ciasto".
Na powitanie uczestnicy zabawy otrzymują różnokolorowe wizytówki-ciasteczka z imionami i ustawiają się w kręgu. Kolejno wypowiadają swoje imiona i wykonują gest uzupełniając zdanie:"Mam na imię....... i piekę ciasto tak.... (tu następuje wymyślony gest)".Pozostali uczestnicy powtarzają za każdym razem:"Oto jest ...... ona/on piecze tak ......."
Po wzajemnym przedstawieniu się, proszę aby siedli na chuście animacyjnej i wysłuchali opowiadania o jednym miłym wikingu, który miał urodziny i jego przyjaciołach. Przeczytanie całego opowiadania nie zajmie więcej niż pięć minut, więc warto (a jeśli można dodatkowo rozbudzać zainteresowanie literaturą, to czemu nie- zboczenie zawodowe, hehe). W krótkiej rozmowie sprawdzam, czy po wysłuchaniu wszystkie dzieci uzyskały niezbędne dla dalszej zabawy informacje.
Kiedy już dzieci poznają historię tortu dla Tapieggo, proszę żeby podzieliły się na grupy zgodnie z kolorami wizytówek. Każda grupa otrzymuje portret jednego z przyjaciół wesołego olbrzyma i za pomocą dowolnie wybranej przez siebie techniki plastycznej przedstawia przyniesiony przez tego przyjaciela składnik. Gotowe portrety zwierzątek przyczepiamy w widocznym miejscu (byłoby genialnie, gdyby obok znajdował się portret samego Tapieggo).
Wiadomo już składników chcieli użyć bohaterowie opowiadania. Ale teraz to my, uczestnicy zabawy, zamienimy się w wielkie rosnące ciasto. Ustawiamy się w kręgu dookoła chusty i zaczynając od kucnięcia rośniemy powtarzając słowa: tumci, tu, tumci, tumci, ta, ta (to taki stary, harcerski pląs, którego dokładny opis znajdziecie <tu> ).
Kiedy już ciasto dobrze urosło, trzeba je ozdobić. I znów w wyznaczonych wcześniej grupach dzieciaki szukają pudełeczek z ozdobami (każdą grupa ma pudełeczko/pudełeczka w swoim kolorze). W zawiniątkach mogą być np. naklejki, którymi wyklejamy swoje ciasteczkowe wizytówki. Ponieważ do tego zadania trzeba będzie je odkleić proponuję, aby uczestnicy imprezy przykleili je do schematycznego tortu, który podarujemy wielkiemu świętującemu.
Obdarowany olbrzym cieszy się z prezentu, tymczasem ja pytam dzieci, czy wiedzą, kto jeszcze ma dziś swoje święto. Z całą pewnością będą wiedziały, że nasz Panicz :) Proszę, aby ustawili się wokół chusty i złapali za jej brzegi. Powoli zaczynamy wachlować. W międzyczasie mówię, że wrzucę na chustę tyle piłek, ile lat kończy mały jubilat. Zadaniem grupy jest pilnować, aby żadna nie spadła. I żebym wrzuciła odpowiednio dużo kulek :)
Na koniec zapraszam dzieci na mały poczęstunek (tort i ewentualne życzenia). Wychodząc każde dziecko może zabrać ze sobą kolorowy balonik, jako znak, że było nam razem miło spędzić ten wyjątkowy czas.
Koniec :D
Kapitalny pomysł :-)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
OdpowiedzUsuń