19 lipca 2015

'Papież sztuk'


Popkultura, nowe bóstwo, wartka akcja. Tylko tyle (albo aż tyle) potrzeba, żeby napisać wciągającą książkę. A to oczywiście udało się Jakubowi Ćwiekowi w najnowszej części "Kłamcy". I choć od premiery minęła już dobra chwila, mnie dopiero teraz udało się wgryźć w powieść. Tylko po to, aby ją połknąć, niemal na raz :D 


Co tym razem spotka nordyckiego Lokiego? Za plecami skrzydlatych współpracowników, zupełnie niechcący przyczyni się do wykreowania nowego bóstewka, z którym rzecz jasna przyjdzie bohaterowi walczyć (tak to już jest, kiedy się zawarło pakt z aniołkami). Dodatkowo mistrz kłamstwa będzie musiał zdyskredytować jednego ze skrzydlatych (jak się okazuje, wśród aniołów też kryją się samolubni karierowicze i bynajmniej nie są lubiani). Nie jest łatwo, oj nie jest. Ale cóż to dla naszego superbohatera i jego wiernych druhów Bachusa i Erosa (tak, są i oni, a jakże). Nie zdradzę zakończenia, ale łatwo się domyślić, że będzie oscylować w okolicach napisu "happy end" (wszak "Papież sztuk" to uzupełnienie wcześniejszego cyklu i nie można unieszkodliwić przedwcześnie postaci, które występują już w  dalszych częściach uniwersum).

Jest jednak kilka szczegółów, które odróżnią tę książkę od pięciu pozostałych o Lokim, autorstwa Ćwieka. Po pierwsze: cały tom dotyczy wyłącznie jednej przygody. Jeśli znacie któryś z pozostałych (wszystko jedno który), to wiecie, że zwykle jest kilka poprowadzonych historii. 

Po drugie: wyjątkowa, niebanalna narracja. Nowy, popkulturowy bożek, Crane prowadzi nieustannie rozmowę z ... samym sobą. Gdyby wszystkie te partie były monologiem, można byłoby strzelić sobie w głowę z nudów, a tak jest dialog (choć jakby się tak dłużej zastanowić, to jednak nie jest, hehe). Mimo wszystko, plus za pomysł :D 

 Jest jeszcze jeden mały haczyk. Aby zrozumieć całą historię i mieć prawdziwy ubaw, dobrze byłoby znać jednak poprzednie części (mimo, że sam autor zapewnia, że i bez tej znajomości będziecie się dobrze bawić). Zalecam choćby pobieżnie przerzucić kartki, a nóż spodoba Wam się.

Zapomniałabym dodać, że i na miłośników komiksu czeka mała niespodzianka. Jaka? Część opowieści można, zamiast tradycyjnie   przeczytać, obejrzeć w obrazkach z dymkami (całkiem dobry pomysł, a myślałam, że już nie można mnie niczym zaskoczyć, hehe).

To jak? Macie ochotę na spotkanie z mitycznymi? W całkiem współczesnej rzeczywistości? Jeśli się skusicie, prawdopodobnie nie pożałujecie. Ja nie żałuję, ale ja przecież <kocham Ćwieka>, hehe.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :)

Copyright © 2016 zakręcony belfer , Blogger