15 czerwca 2015

No to lecimy (rodzaje literackie)


Koniec roku zbliża się wielkimi krokami. Za oknem panuje skwar, słońce robi wszystko, żeby odwrócić naszą uwagę od zaplanowanych działań. A przed klasą pierwszą gimnazjum powtórzenie wiadomości o rodzajach literackich (<bajka o trzygłowym smoku> odeszła w niepamięć i należy wiadomości odświeżyć).
Już zaczynam mówić, co będzie głównym tematem rozważań, kiedy przed moim biurkiem przelatuje samolot. Wiecie, taki zwykły, papierowy, przypominający jaskółkę (choć chłopcy oburzyli się, że to nie żaden ptak, tylko maszyna latająca). W tej sytuacji wyjścia były dwa:

1) zdenerwować się,
2) wykorzystać energię tkwiącą w uczniach.

Jak się łatwo domyślić, wybrałam opcję drugą. Chcecie samolotów, będziecie je mieli. Wykorzystajmy Wasz pomysł, ale na moich zasadach :) A wyglądało to tak.

Uczniowie mieli za zadanie wykonać trzy - cztery samoloty z papieru. Ponieważ siedzą czwórkami, w każdym zespole znalazł się biegły, który wytłumaczył pozostałym, jak sprawić, żeby z kartki papieru powstało skrzydlate cudo.

Kiedy papierowe aeroplany były gotowe, uczniowie mieli za zadanie wpisać na burtach (w sensie: na boku, ewentualnie na skrzydle) wybrane cechy rodzajowe (np. pisane prozą, rymy, podmiot liryczny itd.).
Opisane samoloty zabraliśmy na korytarz. Tam, za pomocą trzech szarf gimnastycznych w różnych kolorach, wyznaczyliśmy tereny lotnisk (czy raczej lądowisk): epiki, liryki i dramatu.
 Dalsza zabawa to już tylko dorzucenie swoim modelem w odpowiednie miejsce. Wiele śmiechu wywołał fakt, że samoloty albo nie chciały lecieć wcale i spadały niczym kamienie, albo też leciały w różne nieoczekiwane miejsca.
Co ważne, osoby, które już wykonały swoje manewry taktyczne, przechodziły do sekcji kontroli lotów. Mówiąc krótko: zajmowały miejsce wyznaczone za strefą lądowań i podpowiadały pozostałym, gdzie skierować maszynę (jeśli delikwent miał wątpliwości). Dbały również o porządek i ład. 
W podsumowaniu ćwiczenia podnosiliśmy wszystkie obiekty i sprawdzaliśmy, czy zapis z burty zgadza się z docelowym miejscem lądowania. Później spięliśmy modele w "sznury cech" i zawiesiliśmy ku pamięci na tablicy informacyjnej w pracowni. Dziewczyny - estetki stwierdziły, że lepiej wyglądałyby kolorowe maszyny (każdy sznurek w innym kolorze), ale to już może następnym razem :D

Co myślicie o takiej lekcji? Chcielibyście w takiej uczestniczyć?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :)

Copyright © 2016 zakręcony belfer , Blogger