13 września 2014

tańce na piłce

źródło: http://pl.123rf.com
Wszyscy lubimy akcję, kiedy dzieje się coś atrakcyjnego, nie ma nudy. Wtedy czujemy, że żyjemy. Moi uczniowie wcale nie są w tej kwestii wyjątkiem, hehe. Wszystko pięknie. Tylko jak wykluczyć nudę i rutynę, kiedy ćwiczymy rozbiór zdania? Albo odmianę przez przypadki? Szkoda słów. I wtedy właśnie rozpoczynają się tańce na piłce. Wymyślamy proste ćwiczenia, pozornie niezwiązane z tematem, które wprowadzają do właściwego toku lekcji.


Jak w praktyce wygląda moja ekwilibrystyka? Choćby tak. Dzieciaki losują po jednej karteczce, na której zapisany jest podmiot lub orzeczenie. Pierwszym zadaniem klasy jest odnalezienie swojej pary. Zawsze możemy wymyślić takie połączenia, aby wybór nie był oczywisty ( kilka podmiotów pasujących do jednego orzeczenia lub na odwrót, niechże młodzież ma szansę wyboru), niech kombinują. Następnie prosimy, aby pary wymyśliły jakiś "swój" śmieszny krok. Kiedy już wymyślą, zapraszamy wszystkich na korytarz. Tam znajdują się określenia głównych części zdania, które uzupełnią wypowiedzenie. Wykorzystując wymyślony krok pary wynajdują pasujące im wyrazy tworząc zdanie rozwinięte. Oczywiście można dodatkowo włączyć element muzyczny i tworzyć układ w rytm podkładu (jeśli mamy na to wystarczająco dużo czasu, hehe). Kiedy już wszyscy odbędą swój spacer wracamy do pracowni i dokonujemy rozbioru logicznego zdania (dla niewtajemniczonych, rysujemy drzewko). Pary kolejno przedstawiają efekty swojej pracy. Koncentracja utrzymana, materiał powtórzony, cel osiągnięty :)

A jak powtórzyć rodzaje rzeczownika? Zagrajmy w bingo! Dajemy uczniom kartę z wypisanym rzeczownikami. Dzieciaki wybierają dowolne słowa, wpisując je odpowiednio w kolumny oznaczone: rodzaj męski, żeński i nijaki. Kiedy już propozycje są zapisane, przystępujemy do losowania. Emocje sięgają zenitu. Podają kolejne linie, aż w końcu ktoś krzyknie:BINGO! Wtedy gra jest skończona :) Na podsumowanie sprawdzamy, czy wszyscy dobrze pogrupowali swoje rzeczowniki (możemy po prostu ustalić rodzaje całej naszej listy). To działa. Sprawdzone na dzieciach :D

Zostaje jeszcze większa partia materiału do powtórzenia przed klasówką. Wtedy sięgamy po tajną broń: grę planszową. Jeśli nie mamy przygotowanej specjalnej planszy, możemy wykorzystać tablicę. Narysowanie odpowiedniej ilości pól zajmie nam chwilę. Pionkami mogą być magnesy, a w kryzysowej sytuacji znaczki rysowane przy każdym kolejnym ruchu (tak było u mnie ostatnio). W pierwszej fazie prosimy dzieciaki o napisanie określonej ilości pytań (najlepiej żeby wraz z odpowiedziami znalazły się w zeszytach). Wszystkie pytania wrzucamy do pudełka i gra zaczyna się. Stając na oznaczonym polu młodzi ludzie odpowiadają na wymyślone wspólnie pytania, zdobywając punkty dla swojego zespołu. Wygrywa ten, kto pierwszy dojdzie do mety i ma najwięcej punktów. Proste? Proste. I przyjemne. Zarówno dla nas, jak i naszych podopiecznych. Lubię takie lekcje.

Czy warto się tak gimnastykować w pracy? Warto. Czy wszyscy należycie to docenią? Oczywiście, że nie wszyscy, ale dla tych, którzy powiedzą: to najlepsza lekcja na jakiej byłem, chce się człowiekowi kombinować. Czy często sięgam po takie formy pracy? Na tyle często, na ile pozwala mi czas. Ale też na tyle nieczęsto, żeby moi uczniowie czuli, że to rodzaj atrakcji. Bo nawet najlepsze rzeczy, kiedy zdarzają się codziennie, przestają być ciekawe.

2 komentarze:

  1. Coraz bardziej mi się u Ciebie podoba :-)

    Czy Ty o tych maturzystach mówisz "dzieciaki"? ;-)


    A gdyby tak przygotować na przyszłość jakąś uniwersalną planszę do gry?
    Wiesz, zachwyciła mnie kiedyś gra planszowa pokazana mi przez 6-letnią dziewczynkę - była "dróżka" wyłożona prostokątami oraz ... karty-kafelki, które się na te prostokąty na planszy układało - na kartach-kafelkach symbole, zadania, znaki - w zależności od ułożenia tych kart-kafelków (losowo) otrzymywało się trochę inną planszę. Ja na pewno wykorzystam gdzieś ten pomysł :-) A Ty? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :)

      Czasami mówię o moich maturzystach: dzieciaki, ale tylko wtedy, gdy tego nie słyszą, bo by się obrazili ;)

      Miałam kiedyś taką uniwersalna planszę, ale wolę te tablicowe (przede wszystkim ze względu na rozmiar, hehe).

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz :)

Copyright © 2016 zakręcony belfer , Blogger