28 września 2014

Jesień idzie, nie ma na to rady :)

Ostatni tydzień nie rozpieszczał nas pogodowo. Można nawet powiedzieć, że zafundował nam swoisty rollerkoster. Deszcz na przemian ze słońcem, a do tego jeszcze wiatry. No jakaś ma-sa-kra (jak powiedziałby Panicz). Do tego jeszcze, właśnie w minionym tygodniu, przypadł pierwszy dzień jesieni. Na pocieszenie chyba przypomniałam sobie słowa jednej wesołej piosenki z harcerskich czasów jeszcze, hehe. Znacie to?
Jesień idzie

Raz staruszek, spacerując w lesie,
Ujrzał listek przywiędły i blady
I pomyślał: - Znowu idzie jesień,
Jesień idzie, nie ma na to rady! 
I podreptał do chaty po dróżce,

I oznajmił, stanąwszy przed chatą,
Swojej żonie, tak samo staruszce:
- Jesień idzie, nie ma rady na to! 
A staruszka zmartwiła się szczerze,

Zamachnęła rękami obiema:
- Musisz zacząć chodzić w pulowerze.
Jesień idzie, rady na to nie ma! 
Może zrobić się chłodno już jutro

Lub pojutrze, a może za tydzień
Trzeba będzie wyjąć z kufra futro,
Nie ma rady. Jesień, jesień idzie! 
A był sierpień. Pogoda prześliczna.

Wszystko w złocie trwało i w zieleni,
Prócz staruszków nikt chyba nie myślał
O mającej nastąpić jesieni. 
Ale cóż, oni żyli najdłużej.

Mieli swoje staruszkowie zasady
I wiedzieli, że prędzej czy później
Jesień przyjdzie. Nie ma na to rady.
Ponieważ pogoda zwariowana i nastał koniec sezonu rowerowego (podobno, hehe), a zaczął się szydełkowy, przyleciała do nas przepiękna sowa. Własnie wije gniazdko w torbie, żeby jutro udać się na miejsce swego nowego zamieszkania. Od jutra będzie bacznym okiem obserwować moje szkolne kotki. Miejcie się na baczności! Dobre Duchy spełniają jednak marzenia :) Dziękuję Sis.

Poza tym sezon szybkich obiadów w pełni (jak pewnie niektórzy pamiętają). A ponieważ ostatnio pokochaliśmy mąkę pełnoziarnistą, zabraliśmy się za przygotowanie pysznych racuszków z jabłkami i pestkami słonecznika. Takie jedzonko to ja lubię. I zdaje się, że nie tylko ja. Cała Zakręcona Rodzina była zadowolona. A jeszcze na to wszystko moja A. przyniosła nam rewelacyjne, bo ekologiczne jabłka z działki. Tego nam było trzeba. Pisklęta pomogły i przygotować i zjeść danie. A smakowało i pachniało cynamonową jesienią, bo przecież jesień idzie. Nie ma na to rady :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :)

Copyright © 2016 zakręcony belfer , Blogger