4 sierpnia 2015

'Hello Pooh!'


Dziś przedstawię Wam grę, od której wszystko się zaczęło. W czasach, kiedy Panicz był jeszcze całkiem małym Pisklęciem, postanowiliśmy, że za wszelką cenę będziemy chcieli pokazać dziecięciu jak miłe może być wspólne spędzanie czasu. Aby plan wprowadzić w życie zaopatrzyliśmy się w prostą planszówkę, nawet nie przeczuwając jak historia się potoczy. Tak pod nasz dach trafiła gra o niewiele znaczącym tytule "Hello Pooh!" (nie mam pojęcia dlaczego nie przełożono go na język polski).


Co wyjątkowego jest w tej pozycji? Nie trzeba umieć liczyć, aby przesuwać się po planszy :) Zatem właściwie nie ma dolnej granicy wieku, od którego dziecko może uczestniczyć w rozgrywce (oczywiście pod warunkiem, że będzie zainteresowane i chętne). Aby dowiedzieć się, jak długi ruch pionkiem wykonamy, należy obrócić wskazówkę na kole z kolorami (dodatkowy plus za ćwiczenie spostrzegawczości i możliwość utrwalania nazw barw).

Oczywiście na planszy znajdują się "specjalne" pola (kostka- dodatkowy obrót; żółw- jedno pole w tył; żaba- jedno pole w przód; parasol- tracisz kolejkę). Sami przyznajcie, że reguły są dość proste :) Wygrywa oczywiście ten, kto pierwszy pokona całą trasę. 

I ostatni element, który zachwyci niemal każde dziecko- pionki. W ich charakterze występują cztery postaci z disneyowskiej animacji o Kubusiu Puchatku: Kuba, Tygrys, Prosiaczek i Kłapouchy. Czy mogło być lepiej? Niejeden dorosły uwielbia tych bohaterów, a co dopiero mówić o dzieciach :D 

Musicie wiedzieć, że kubusiowa gra jest w Zakręconym Domu niemal kultową (zaraz obok "Pizzy", ale o niej innym razem). Nic więc dziwnego w tym, że kiedy tylko Jaśnie Panienka dorosła do momentu wtajemniczenia, natychmiast zaczęliśmy grać we czworo. I widzę, że przed nami jeszcze wiele wspólnych chwil przy planszy.


4 komentarze:

  1. Fajna gra :) Mój Stasiek uwielbia Kubusia - ale nie tylko w Disneyowskim wydaniu :) Najbardziej lubi ilustracje Shepparda z mojego wydania z dzieciństwa, jak Puchatek "schodzi" ze schodów z Krzysiem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje Pisklęta też znają książkową wersję sympatycznej gromadki (za staroświeckimi, czarno- białymi obrazkami). Nie przeszkadza nam to jednak dobrze bawić się grając :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba nie ma dziecka, które nie polubiłoby Kubusia P., a gra jest świetna :) tylko niestety pionki nie opierają się nerwowemu obgryzaniu z emocji ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda, o pionki trzeba dbać (po pięciu latach u nas noszą ślady częstego użytkowania, hehe). Ale i tak ją uwielbiamy :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)

Copyright © 2016 zakręcony belfer , Blogger