7 kwietnia 2014

Tu rządzi jenga!

scrabble
<źródło>

Dawno, dawno temu, na początku mojej  kariery nauczycielskiej (chyba w drugim roku pracy) trafiłam na bardzo specyficzną klasę. Nie dość, że rozpierała ich energia fizyczna (wspinali się niczym Tarzan po najmniej oczekiwanych elementach architektury szkolnej), to byli jeszcze bystrzakami. Lubili mierzyć się z różnymi wyzwaniami i najczęściej podczas zwyczajnych dopadał ich nuda (czytaj: przeszkadzali sobie i innym dla urozmaicenia czasu). Że nie wspomnę o liczbie dyslektyków w tym zespole. Nie ukrywam, że sporo czasu zajmowało mi wymyślanie metod pracy, które pozwalały osiągnąć zadowalające wszystkich rezultaty.



Wtedy po raz pierwszy wykorzystałam na lekcji grę. Musiałam zrobić powtórzenie do klasówki z części mowy i pomyślałam, że zaproponuję scrabble. To był strzał w dziesiątkę. Bawiliśmy się świetnie, powtórzyliśmy co trzeba było i sprawa została zamknięta. Po jakimś czasie opracowałam najprostszy model gry planszowej do wszelkiego typu powtórek, ale na ten temat kilka słów już napisałam i może jeszcze kiedyś napiszę.

Ostatnio jednak, pod wpływem miłości Miśka Bobiśka, zwanego czasem Paniczem, do jednej wieży z klocków, pomyślałam, że może warto byłoby zainwestować w taką pomoc naukową na zajęcia dla uczniów dyslektycznych (choć i pozostali chętnie ją wykorzystają). Przy okazji zakupów w jednym ze sklepów sieciowych wypatrzyłam rzeczoną grę w stosownej cenie, otrzymałam błogosławieństwo Góry i tak pojawiła się w mojej pracowni Jenga.

 Nie wiem kto, tak naprawdę, miała większą frajdę. Wszyscy powitali ją zgodnym: WOW i ALE FAJNIE. Nie pomyśleli nawet, że za sprawa tak prostej sztuczki popracują nad koncentracją, spostrzegawczością oraz koordynacją pomiędzy ręką i okiem (gdyby nie moje mądre studia podyplomowe też pewnie bym o tym nie pomyślała, hehe). Przyjemnie było obserwować młodszą, podstawówkową grupę, w której najważniejsze było, kto wygra (wspomaganie się hasłami :"skuś baba na dziada" doprowadziło mnie do wniosku, że niektóre wyliczanki są nieśmiertelne). 

Równie ciekawe było podglądanie gimnazjalistów, którzy niemal z namaszczeniem przekładali kolejne elementy wieży tak, aby jej nie przewrócić (w przeciwieństwie do młodziaków pracowali w absolutnej ciszy). Największe jednak wrażenie zrobiła na mnie trzecia grupa. Nieoczekiwanie dla mnie uznała, że takie układanie jest nudne i zaczęła tworzyć wzory, jak z kostek domina (a nieodłącznym przewracaniem oczywiście,hehe). Normalnie SZOK i +10 za kreatywność :)

A za co ja lubię jengę? Najprościej, za to, że daje mi możliwość spędzenia czasu wspólnie z rodziną. Za to, że Panicz z wypiekami na twarzy i przygryzionym czubeczkiem języka obmyśla, który klocek teraz wyciągnąć, aby konstrukcja nie runęła. A później z nie mniejszym zapałem woła:
Mamo, mamo zobacz jaki statek kosmiczny zbudowałem.
No powiedzcie sami, czy można z tego wszystkiego zrezygnować?

rummikub
<źródło>
PS Tych wszystkich, którzy nie znają Jengi gorąco zachęcam do spróbowania. I wcale nie potrzebujecie Kochani oryginalnego zestawu klocków. Wystarczy kupiony w sieciówce komplet za kilkanaście złotych. Przecież zabawa będzie taka sama :) 

PS 2 Próbowaliśmy też grać na zajęciach w Rummikuba. I choć jest to jedna z moich ulubionych gier, to przerosło nas oswojenie zasad. Bo w całym tym graniu nie chodzi tylko o to, żeby grać, ale też o to, żeby samemu dowiedzieć się jak to robić (trening czytania ze zrozumieniem,hehe).

PS 3 Serdecznie pozdrawiam klasę ówczesnych gimnazjalnych bystrzaków (w tym roku zdają maturę). Będzie mi brakowało Waszych wspinaczek ;)
wasz belfer


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :)

Copyright © 2016 zakręcony belfer , Blogger