2 sierpnia 2014

...raz, dwa, trzy, wybierz ty...

źródło: czytelnia.siata.info
 Od dłuższego czasu moje czytelnicze serce jest niepodzielnie zajęte. Taka karma widać. Z niecierpliwością czekam na każdą nową książkę, no tak już mam. Któż jest tym wybranym i jedynym? Niejaki Ćwiek, Jakub Ćwiek. 


Przygoda z tym sympatycznym jegomościem zaczęła się dość niewinnie. Jakiś czas temu, z pięć, może sześć lat wstecz, mieliśmy w domu fazę na poznawanie nowego. Wtedy to, za namową Najlepszego Na Świecie Męża, nakupowałam rozmaitych książek, nieznanych mi wtedy autorów (i polskich, i innych). I na tej fali nowości przybył Loki. Nordycki bóg kłamstwa i bohater serii powieści "Kłamca". Pierwszy tom wystarczył aby zauroczyć mnie i przykuć na dłuższą chwilę (nawet pokusiłam się o omówienie przygód tego kłamliwego Blondyna, w odniesieniu do mitologii greckiej oraz "Biblii", z uczniami, ciekawe doświadczenie). I tak dobrnęłam szczęśliwie do czwartej części cyklu: "Kill'em all". Normalnie wow. Nikt chyba nie spodziewał się takiego obrotu sprawy i ostatecznego zakończenia. Dlatego ucieszyłam się bardzo, kiedy zupełnie ostatnio ukazało się maleńkie uzupełnienie serii z talią kart do "Kłamcianki"(towarzyskiej gry na motywach powieści, w którą nie miałam jeszcze okazji zagrać, ale co się odwlecze...). Mam nadzieję, że pan autor dotrzyma słowa i pozwoli jeszcze sympatycznemu, wbrew pozorom, bożkowi na wymknięcie się którąś z pozostawionych furtek.

źródło: wydawnictwofabryka.com
Loki Lokim, ale nie jednym bohaterem człowiek żyje. W międzyczasie udało się nam zdobyć inne woluminy oznaczone nazwiskiem Ćwiek. Między innymi "Liżąc ostrze", czy "Ciemność płonie". Czemu akurat te dwie pozycje wymieniłam w jednym zdaniu. Temu, że niespecjalnie przypadły mi do gustu. I nie chodzi tu o brak kunsztu twórcy, broń Boże. Talentu Kubie nie można odmówić. Ja po prostu jestem trochę dziwna, ale to wiadomo nie od dziś, i kiedy czytam coś strasznego (w sensie przerażająco wpływającego na wyobraźnię, niepokojąco realistycznego, ze znamionami horroru), zwyczajnie nie mogę spać w nocy. Właściwie to nawet nie, że nie mogę usnąć. Mogę, ale męczą mnie niepokojące wizje i wstaję nieprzytomna, eh. A wspomniane wyżej książki tak na mnie wpływały (a musiałam przecież doczytać do końca). A tak na marginesie. Z podobnych względów nie czytam Kinga. No trudno. Moja strata.

źródło: zakladnik-ksiazek.pl
Przemówił za to do mnie gang motocyklowy "Zagubieni chłopcy" wraz z Dzwoneczkiem w roli mamy. Współtworzą oni świat "Chłopców". Jak już pewnie się domyśliliście są to postaci, choć nieco może wyrośnięte, z "Piotrusia Pana" (jak mówi sam autor skrzyżowane z charakterami postaci z serialu "Sons of Anarchy"). Co mnie do nich ciągnie? No cóż. Ponoć przeciwieństwa się przyciągają, hehe. Jedno mamy wspólne. Tatuaże. Reszta pozostaje w sferze zaprzeczenia (choć taki piękny motocykl każdy chciałby mieć, nawet ja). Zupełnie jednak nie przeszkadza to w śledzeniu fabuły (choć są to raczej luźno połączone opowiadania). I uwierzcie mi, że marzy mi się dzwoneczkowa koszulka :"you better believe in me bitch".  Ale sami wiecie. Jest takie jedno zasadnicze ale, hehe. Chwilowi zresztą jestem świeżo po powtórce obu dostępnych tomów (stoją grzecznie na półce) i czekam na przyobiecane więcej.

źródło: recenzjum.pl
No tak, jest jeszcze Dreszcz. Ciekawy z różnych względów gość. Dla mnie, jako polonisty rzecz jasna, hehe, najciekawszy jest prowadzony przez Kubę eksperyment językowy. Dość skuteczne, ale też konsekwentne i mimo wszystko przejrzyste wprowadza on elementy gwarowe. Czysta poezja. Szczególnie dla tych, którym zechce się przyjrzeć gwarze śląskiej z bliska (część pewnie będzie się upierać, że mamy tu do czynienia z odrębnym językiem, ale rozstrzygnięcie tego problemu pozostawię specjalistom). A dla siebie upatruję tu przyczynku do dyskusji na temat podziału terytorialnego języka ojczystego. Oraz możliwości omówienia charakterystycznych cech gwarowych dla poszczególnych regionów. Dzięki chłopie, choć pewnie nie taki był Twój zamysł, hehe.

Jeśli zatem, po przeczytaniu wszystkich moich przemyśleń nadal macie ochotę na polską fantastykę w takiej niecodziennej odsłonie (bez tradycyjnych wróżek, wampirów, skrzatów i w czasach współczesnych) , sięgnijcie po Ćwieka. Warto.

PS Powyższy tekst to tylko subiektywne zdanie nadwrażliwego, zakręconego belfra i tylko od Was zależy, co z nim zrobicie. Równie dobrze możecie nie zrobić nic. Ale może zechcecie. A jeśli poczuliście się zaciekawieni i skusicie się na którąś z książek Kuby, dajcie znać, czy się podobało.



4 komentarze:

  1. Koszulkę możesz mieć, co więcej - oficjalną, aprobowaną przez Kubę ;-) http://tess-shirt.pl/koszulki/26-koszulka-dzwoneczek.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię, kiedy ktoś bez pytania i bez podania źródła "pożycza" sobie grafikę / teksty z mojej strony. Wypadałoby chociaż zapytać albo podać źródło... Dodam jeszcze, że ja o grafikę prosiłem Fabrykę Słów i od nich również miałem pozwolenie na wykonywanie tego typu kolaży...
    http://www.czytelnia.siata.info/recenzja.php/16/Cwiek/Klamca

    OdpowiedzUsuń
  3. Belfer uczący... kraść? Chociaż wspomniana przez czytelnię grafika nie jest specjalnie kreatywna - mimo wszystko, nauczyciele powinni uczyć DOBRYCH postaw, a nie złych. Zwłaszcza, że jako blogera i ciebie może dotyczyć kwestia ochrony praw autorskich... Nieładnie, no nie ładnie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Posłusznie melduję, że belfer odrobił pracę domową. Czasem i nam zdarzają się "wtopy".Wszystkich, którzy poczuli się źle w związku z moim niedopatrzeniem najmocniej przepraszam. Mam nadzieję, że obecna forma opisania grafik jest dla Was wystarczająca. Pozdrawiam i dziękuję za cenną lekcję :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)

Copyright © 2016 zakręcony belfer , Blogger