16 kwietnia 2014

...anioły są takie ciche...

<źródło>

Poniedziałek zaczął się dość niefortunnie. Ledwie weszłam do pracy, a już dowiedziałam się, że na pierwszą godzinę zajęć nie przyszedł nikt z mojej wychowawczej klasy. Nie zdziwiłoby mnie gdyby wszyscy mieli ten sam przedmiot (może się umówili, albo coś), ale przecież każdy miał coś innego (zgodnie z nowym programem w myśl, którego uczeń wybiera dowolne przedmioty realizowane na poziomie rozszerzonym).


Zatem zamiast jednej nauczycielskiej rozmowy odbyłam bodaj trzy. Ech, takie życie wychowawcy. Telefony do rodziców nie wniosły niczego nowego do sprawy. Ostatecznie okazało się, że większość przybyła spóźniona. Dobre i to. Pewnie zastanawiacie się dlaczego w ogóle o tym piszę? A dlatego, że dzień później, to jest we wtorek, miałam pójść z moimi licealnymi dziećmi do "Tęczy" - Domu Małego Dziecka, który dość regularnie odwiedzamy. Pomyślałam sobie jednak, że na nagrodę trzeba zasłużyć (zawsze traktowałam te wolontariackie wizyty jako rodzaj wyróżnienia, z drugiej jednak strony nie zdarzyło się dotąd tak, abym odmówiła pójścia komuś, kto by tego chciał). W zamian za to wielkanocną niespodzianką i wyjściem została obdarowana inna klasa (zaprzyjaźniona, gimnazjalna, która nie mogła się doczekać, aby spotkać podopiecznych z "Tęczy").

Do czego doprowadziły mnie obserwacje poczynione przy okazji kontaktu moich "starszaków" z maluchami? Do tego,że nawet największy twardziel w obliczu wyciągniętych ku niemu małych rączek mięknie :) Że w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy wrażliwi na potrzeby innych ludzi, szczególnie tych wymagających troski i zainteresowania. Bardzo jestem dumna z mojej grupy wolontariuszy (dla jasności muszę dodać, że ostatecznie wybrało się ze mną również dwoje licealistów z pierwszej klasy). Miło jest patrzeć, kiedy pod wpływem uśmiechów i uścisków dziecięcych łapek łagodnieją obyczaje. Myślę, że to niezwykłe doświadczenie dla każdego dorosłego, a co dopiero młodziaka. 

I wzruszyłam się... Cieszę się, że mogę pracować z dzieciakami, które nie są obojętne na innych. Które potrafią z empatią odnosić się do rzeczywistości. 

W kontekście nadchodzących Świąt to podwójnie pozytywna wiadomość. Są jeszcze dobrzy ludzie wśród nas. Czasem wystarczy podzielić się tylko sercem...

PS A tytuł tego wpisu został zaczerpnięty z pewnej piosenki, której kiedyś bardzo nie lubiłam, a dziś dostrzegam jej urok Bieszczadzkie anioły

PS 2 Nie zmienia to faktu, że nie akceptuję nieuzasadnionego opuszczania zajęć lekcyjnych. Taki ze mnie mało wyrozumiały dinozaur.
wasz belfer

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :)

Copyright © 2016 zakręcony belfer , Blogger