

Wszak maszyna zajmuje trochę miejsca, a przy pomocy takich dwóch Gagatków powstaje z kolorowych skrawków bardzo malowniczy bałagan. I kto by to ciągle sprzątał? Pozostaje więc Belfrowi wyszywanie. Szumnie rzecz ujmując: malowanie igłą i nitką. O tym jak wyglądają podstawowe ściegi dowiedział się nasz Belfer dziecięciem będą, wszak w epoce dinozaurów takie rzeczy były w programie ZPT (dla niewtajemniczonych: zajęć praktyczno-technicznych, czyli techniki, mówiąc po polsku). Poza tym zarówno Mami jak i Babi Belfra zajmowały się różnymi taki babskimi robótkami, więc i jemu cośtam z lat młodzieńczych zostało.
Został też nieco słomiany zapał. Ech. Przyznajmy to wprost. Każdy lubi szybko oglądać spektakularne efekty swojej pracy. Nie jest więc Belfer wyjątkiem, a haftowanie takowych efektów nie daje. Dlatego też z szeroko zakrojonych planów udało się wydziergać skromną serwetkę do koszyka na Święconkę. Ale i tak przepełnia Belfra duma. Dał radę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz :)