Pracując nad <artykułem> dla portalu <tatento>, przygotowałam literki do nawlekania. Tekst miał dotyczyć nauki czytania, a konkretnie tego, jak pomóc dziecku, by proces przyswajania liter przypominał bardziej zabawę niż naukę. Napisałam, obfotografowałam i miałam zabrać pomoce do szkoły (na zajęciach z terapii pedagogicznej, jak znalazł), ale jakoś ciągle zapominałam.
I tak stał sobie słoik z koralikami literkowymi na stole. A, że Panicz chory i przy tymże stole pracowicie odrabiał zadania szkolne, Jaśnie Panienka pojemnik chwyciła i oznajmiła, że będzie się bawić. Ok, myślę sobie. Przynajmniej nie będzie nam wyrywać ołówka lub kredki z ręki (bo ona też musi pisać, to chyba jasne).
Dziecię jednak popatrzyło z wyrzutem na zestaw do zabawy i pyta:
A czym mam to nawlekać?
O tyle słuszna uwaga, że poprzednio nanizaliśmy litery na nitkę i w ten sposób tworzyliśmy wyrazy. Tym razem jednak nie miałam ochoty na poszukiwanie odpowiedniej włóczki do zabawy. Podałam więc dziewczęciu pęsetę, zaprezentowałam jak działa i pozostawiłam z zadaniem.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy moja niespełna trzylatka sprawnie łapała kolejne elementy i przekładała do drugiego naczynia. I tym sposobem pierwsze wprawki do nauki pisania, dość nieoczekiwanie i niezamierzenie, mamy za sobą. Mam nadzieję, że dalsza nauka w wykonaniu córki będzie wyglądać równie swobodnie i bezboleśnie.
A Wam radzę spróbować. Jak się okazuje jedna pomoc może mieć bardzo wiele zastosowań. I o to chodzi :D
No to brawo! :-)
OdpowiedzUsuńJak się okazuje, Drugie dziecko, pod wieloma względami zaskakuje (w zupełnie innych momentach niż Pierwsze, hehe).
Usuń