<źródło> |
Jeśli kiedyś zastanawialiście się, co nauczyciele robią w swoim jakże nieograniczonym czasie wolnym, to dziś spróbuję Wam o tym opowiedzieć.
Zwykle po zakończonych zajęciach truchcikiem biegnie taki Belfer do domu. Zwykle po drodze odbiera Dzieciątko Starsze z przedszkola, by bez dalszych perturbacji już o 16,30 przekroczyć progi świątyni, zwanej potocznie domem. Jeśli akurat Szanowny Pan Mąż ma dzień wolny lub pracuje na ranną zmianę, to na stole czeka ciepły obiad (Misiek Bobisiek nie może żyć nie zjadłszy dwóch obiadów i trzech śniadań dziennie, kto by pomyślał). Pospiesznie zjadamy podany posiłek (albo odgrzany, bo uczciwie mówiąc bardzo rzadko gotuję pozostawiając pole do popisu Drugiej Połowie).
Po takiej regeneracji najczęściej Młodsze Dziecię jest motane w chustę, starsze zaś wdziewa kask i zabrawszy ze sobą rower udajemy się na spacer (wszak jest wiosna, trzeba łapać słonko i się dotleniać).Chyba, że akurat syn zakupił z Najlepszym Tatą Na Świecie piłkę do kosza, wtedy idziemy na boisko rozgrywać mecz sezonu (po niewielkich tylko ustaleniach wygrywa drużyna w składzie: Misiek Bobisiek, Miśka Bobiśka i Mama, taka to uczciwa gra) Kiedy już Misiek Bobisiek dojdzie do wniosku, że właściwie, to się zmęczył następuje odwrót taktyczny.
I pierwsze pytanie Starszaka, już od drzwi: co dziś będzie na kolację? Do niego dołącza zdecydowanym tonem Miśka domagająca się swojej porcji strawy. Ech. Czasem łatwiej ich ubrać niż wyżywić.
Więc idzie Belfer do kuchni (ale tylko pod warunkiem,że Szanowny Pan Mąż zwany Drugą Połową oraz Najlepszym Tatą Na Świecie jest w pracy) i przygotowuje coś na ząb ("naleśniki, naleśniki, zróbmy naleśniki!"). Co ciekawe, kiedy w domu jest Tata zwykle wystarczą kanapki :)
Po kolacji chwila wytchnienie (ale tylko pod warunkiem, że Pisklęta nie są przesadnie zmęczone i zajmą się same sobą-a to nieczęsto się zdarza). Małe dziesięć minut spokoju, a później odgruzowanie pokoju Pisklęcego z zabawek rozrzuconych nawet tam, gdzie wydaje się to niemożliwe.
Mamy 19,30-czas na kąpiel. Ząbki umyte, dzieciątka w piżamkach. Jeszcze tylko bajka na dobranoc, kołysanka i buzi w czółko. Przy dobrych wiatrach o 20,10 śpią.
Pomyśli ktoś- teraz na prawdę ma Belfer Czas dla siebie. No ma. Na to żeby sprzątnąć w końcu trochę (bo nie można już dłużej udawać, że ten bałagan jest artystycznym nieładem). Zmyć naczynia (nie będzie w czym jutro rano napić się kawy). Rozwiesić pranie (Misiek zabrudził już wszystkie pary spodni).
A na koniec jeszcze szybkie zerknięcie do tego, co jutro w planie (może jeszcze nie muszę koniecznie sprawdzać tych prac, bo jutro z nimi nie mam zajęć?). No tak. Kiedy więc spytacie kiedyś Belfra, czy już ocenił Wasze prace nie dziwcie się jeśli warknie: wszystko w swoim czasie.
I uspokoiwszy swoje sumienie kładzie się nasz Belfer z książką w ręku (a czytać bardzo lubi) i po dwóch stronach swojego ukochanego autora (i nie jest nim żaden klasyk, a polski fantasta Jakub Ćwiek, który szkolnym kolego mógłby być) usypia nawet o tym nie wiedząc.
Taki to już mój los.
Kiedy znów usłyszę: ty to masz tyle czasu, przecież nauczyciele tak mało pracują, uśmiechnę się słodko i odpowiem: skoro mam tak dobrze, to się ze mną zamień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz :)