Popołudnie spędzone z dziećmi, osobistymi, na dworze dało efekty. Pisklaki śpią, a ja mogę siąść przed monitorem i postukać w klawisze. Czasem nawet uda mi się zamienić kilka słów z dawno niewidzianymi znajomymi. i tak sobie myślę, jak to miło, że mamy jeszcze o czym rozmawiać :)
W wyniku dzisiejszej rozmowy doszłam do jakże światłego wniosku, że w niezwykle zamierzchłych czasach, kiedy włosy moje były długie jak zimowe noce, byliśmy niezłymi wariatami. Żyliśmy chwilą, nie przejmowaliśmy się tym, co mówią inni (choć z tym przejmowaniem różnie bywało i tak zostało, bo gdybym się tak mocno sugerowała zdaniem innych to pewnie nie byłabym dziś tym, kim jestem, ale to temat na zupełnie inny wpis). Wtedy wydawało nam się, że cały świat należy do nas, dziś wiem, że takie są prawa młodości. Bo jakże mnie, statecznej mężatce od niemal dziesięciu lat, matce dwójki Piskląt, przystoi być nadal Zakręconym Świrem? No nijak, nie przystoi :)
A jednak coś podpowiada, tak z tyłu głowy, że z bycia Wariatem się nie wyrasta. I,że zacytuję słowa jednego mądrego Bartskiego :
Powoli dochodzę do wniosku, że całkiem możliwa jest opcja, że ciągle jesteśmy niezłymi wariatami ;P
I jak tu się nie zgodzić? Tak, czy siak Panie Bartski jesteśmy umówieni na sernik i teraz już wszyscy o tym wiedzą :)
PS I moim zdaniem nie ma niczego złego w pozytywnym zakręceniu, posiadaniu pasji, czy konkretnej, choć odbiegającej od ogólnie przyjętej, wizji życia. Bez wariatów świat byłby nudny :D
O zamiłowaniu moim do szycia wszyscy wiedzą, o niestandardowej wizji świata też chyba po woli się orientują, a więcej o tym wszystkim już wkrótce.
PS 2 A propo konkretnej drogi, ta nie chce się ode mnie odkleić od jakiegoś czasu :) Highway to hell
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz :)