9 lipca 2015

'A' jak atrakcja

Wakacyjne harce :)
Jednym ze sposobów opanowania osobistych gagatków jest przygotowanie dla nich atrakcji. Najlepiej takiej, żeby zaangażować oba Pisklęta i to na jak najdłużej. Idealnie jeśli przy okazji tego przedsięwzięcia nie zbankrutujemy :D 


Doraźnym rozwiązaniem jest pójście na pobliską miejską plażę (co prawda nie ma na niej wody, za to piaskownica sięga niemal po horyzont, hehe). Są tylko dwa warunki, które muszą być spełnione:

1) ciepła, słoneczna pogoda (na co nie mamy wpływu),
2) duże pokłady cierpliwości dla dzikiego tłumu, który odwiedza to miejsce (niespecjalnie przepadamy za ściskiem, ech).


Ulubioną atrakcją moich dzieciaków jest jednak wyjazd na wieś. Śmiejemy się, że to agroturystyka, ale prawda jest taka, że dzięki uprzejmości jednej Ciotuni, spędzamy dzień lub dwa w zwyczajnym gospodarstwie rolnym. 

Dacie wiarę, że najchętniej małe mieszczuchy nie wychodziłyby z obory (trzeba nakarmić krówki) i królikarni ("zobacz mamusiu, jakie słodkie są te małe króliczki"). Do tego swoboda, bieganie boso po podwórku i kąpiele w nagrzanym słońcem baseniku. A kiedy zgłodnieją, rwane prosto z krzaczka owoce. Żyć nie umierać.

I ja odpoczywam na takim wyjeździe. Wolna od ciągłego doglądania Piskląt (stale ktoś ma je na oku, nawet jeśli po prostu sobie biegają). Zadowolona, że mają towarzystwo inne niż mama (dzieci sąsiadów robią nieustająco furorę). I spokojna, że do wieczora nie braknie naturalnych rozrywek (znaczy- nie muszę niczego wymyślać, hehe).

Nasi gospodarze żartują czasami, że dzieci z miasta, a zachowują się jakby na wsi całe życie mieszkały (choć mnie się zdaje, że tak chętnie uczestniczą w obowiązkach, ponieważ wcale nie muszą). Miła odmiana.

A jak jest u Was? Jaka atrakcja sprawia Wam największą frajdę?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :)

Copyright © 2016 zakręcony belfer , Blogger