Niedzielny wieczór. Właśnie kończy się długi weekend. Co prawda nieco się ochłodziło, ale nie szkodzi. Na scenie Kaśka, więc w sercu jakby cieplej. Powoli zapada zmrok. Ze sceny płyną słowa kolejnych szlagierów "Hey", a ja stoję i kiwam głową do rytmu. W głowie śpiewam razem z wokalistką, ale w rzeczywistości...
W rzeczywistości nie śpiewam na koncertach. Chyba nigdy tego nie robiłam. Powód? Do tej pory myślałam, że to moje introwertyczne usposobienie, a teraz po prostu twierdzę, że szanuję głos. W końcu to moje narzędzie pracy. A prawda jest taka, że szczytem szaleństwa jest, w moim wypadku, rytmiczne podrygiwanie w takt muzyki, hehe. O, taki ze mnie Zakręcony Belfer.
A Kasię Nosowską lubię i szanuję. Przez te wszystkie lata pozostała sobą (w sumie to obserwuję "Hey" niemal od początku istnienia, nieźle, nie?). Opanowaną, nieco nieśmiałą, trochę zamkniętą w sobie dziewczyną. Nieco podobną do jeża. Taką jaką i ja jestem :D
Ja tam sie dre na koncertach ;) Hey ♡
OdpowiedzUsuń