Interdyscyplinarne lekcje, czyli historia, muzyka, plastyka na języku polskim to już niemal standard. Co byście jednak powiedzieli, gdyby Wasz polonista przyszedł na zajęcia i zaczął je prowadzić... po angielsku? Zdziwieni? Zaskoczeni? A może zadowoleni?
Na taki właśnie eksperyment zdecydowałam się podczas lekcji z moimi gimnazjalistami. Zadanie z pozoru łatwe, ale... gigantyczna blokada przed publicznym mówieniem w języku obcym sprawiła, że do realizacji pomysłu niemal nie doszło. Pomyślałam sobie jednak:
skoro stawiam przed uczniami zadania, które często są dla nich niewygodne (z różnych względów), to sama również muszę takiemu zadaniu sprostać.
I udało się. Wszystkich tych, którzy sądzą w tej chwili, że jestem mistrzem poliglotą uspokoję. Mój angielski jest raczej na poziomie komunikatywnym. Ot, złożę kilka podstawowych zdań (co zaznaczyłam już na początku lekcji, prosząc o wsparcie w momentach gdyby brakło mi słowa, bądź gdybym zaczynała brnąć w konstrukcję: "Kali jeść, Kali mówić").
Co było przedmiotem lekcji? Wiersz Adama Asnyka "Do młodych". Ponieważ wkroczyliśmy właśnie w meandry literatury pozytywistycznej, poprosiłam aby młodzi ludzie przeczytali liryk, a następnie dokonali przekładu. Ze względu na to, że tekst liczy pięć strof, podzieliliśmy się na grupy i każdy opracowywał tylko fragment utworu (wykorzystując inwencję własną, słownik i Internet).
Na zakończenie przeczytaliśmy na głos zarówno wersję oryginalną, jak i angielską. Porozmawialiśmy o tym, czy zadanie było łatwe, czy należało do trudnych. Efekty możecie zobaczyć sami (przynajmniej fragmenty).
Dlaczego to była ważna lekcja? Ponieważ dzieciaki musiały dokonać analizy i interpretacji wiersza, choć wcale tego nie wiedziały (nie ma jednak innej sposobności przełożenia wiersza, niż oddanie w innym języku jego sensu). Poza tym postawiliśmy się w sytuacji, kiedy to młodzież potrafiła więcej ode mnie (taka prawda, było się uczyć języków za młodu). Dodatkowo, co oczywiste, wszyscy poćwiczyliśmy posługiwanie się językiem obcym oraz korzystanie ze słowników :)
Co myślicie o takich zajęciach? Wzięlibyście udział? Czy niechętnie?
PS Nie mam pojęcia, czy stworzony przez moich uczniów poemat jest poprawny gramatycznie (obawiam się, że nie do końca). Być może po feriach pokusimy się o omówienie tegoż dzieła na zajęciach z angielskiego? :)
Na taki właśnie eksperyment zdecydowałam się podczas lekcji z moimi gimnazjalistami. Zadanie z pozoru łatwe, ale... gigantyczna blokada przed publicznym mówieniem w języku obcym sprawiła, że do realizacji pomysłu niemal nie doszło. Pomyślałam sobie jednak:
PS Nie mam pojęcia, czy stworzony przez moich uczniów poemat jest poprawny gramatycznie (obawiam się, że nie do końca). Być może po feriach pokusimy się o omówienie tegoż dzieła na zajęciach z angielskiego? :)
Dziękuję za inspirację. Ja zrobię odwrotnie - na lekcji języka angielskiego zajmiemy się wierszem w języku polskim. Potłumaczymy, może coś jeszcze. Cudnie... :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zainspirowałam :)
UsuńUdanego eksperymentowania.
Pozdrawiam.
Jeśli mam być szczery to takie interdyscyplinarne lekcje są dla mnie bez sensu. Nie mówię oczywiście o przypadkach, gdy na lekcjach języka polskiego wprowadzamy elementy historii, socjologii czy filozofii nawet, ale angielski? Efekt jest taki, że dzieci źle przetłumaczyły tekst, bo nie miał im kto tego sprawdzić i utrwaliły sobie jakieś tam błędne konstrukcje. Poza tym, tracąc czas na to tłumaczenie, które może poza nauczeniem się jednego czy dwóch słówek angielskich (co nie jest celem dydaktycznym na języku polskim) nic nie dało, nie porozmawiały z nauczycielem i ze sobą o wierszu, o rzeczach życiowych, ważnych, nie miały okazji (a przynajmniej nie w stopniu, w jakim mogłyby mieć gdyby nie tłumaczenie) na wypowiedzenie się. A o to chodzi na polskim właśnie, bo potem kończąc szkołę taki uczeń zdania sklecić nie umie poprawnie i robi 4 błędy w 3-literowym wyrazie. Efekt wprowadzania angielskiego na polski. Wynalazek totalnie nielogiczny, bezsensowny i praktycznie nic uczniowi nie dający. To oczywiście tylko moje zdanie. Piąteczka ;)
OdpowiedzUsuńKażdy ma prawo do własnego zdania. Uważam, że zajęcia nie były pozbawione sensu. Oczywiście nie jest moim celem prowadzenie wszystkich zajęć w tak eksperymentalny sposób, ale jako odmianę, dlaczego nie? Z argumentem dotyczącym rozmowy o wierszu się nie zgodzę. W moim odczuciu konieczność przetłumaczenia tekstu na język obcy wymaga zrozumienia, analizy i interpretacji. A zdaje się, że o rozwijanie właśnie tych kompetencji chodzi na języku polskim. Ale to oczywiście tylko moje zdanie :) Pozdrawiam.
Usuń"W moim odczuciu konieczność przetłumaczenia tekstu na język obcy wymaga zrozumienia, analizy i interpretacji." - nie, absolutnie konieczność przetłumaczenia nie ma związku z żadną interpretacją i analizą, to jest po prostu tłumaczenie pojedynczych zdań lub ich części. I uczeń tak skupia się na szukaniu pojedynczych słówek w słowniku, że zapomina o sensie całego tekstu. Na języku polskim chodzi przede wszystkim o jak najwięcej mówienia w języku polskim, a nie zajmowanie czasu na szukanie w słowniku angielskim słówek takich jak "żarzyć". Nawet jako urozmaicenie uważam to za bezsens i zwykłą stratę czasu, która nie spełnia swojego zadania w stopniu najmniejszym. :)
UsuńZatem, jak widać, nie zgadzamy się w tym temacie. Ot i tak czasem bywa. Pozdrawiam.
UsuńPozdrawiam również ;)
UsuńDzisiejsza szkoła polska przypomina bardziej uniwersytet z tym całym podziałem na nauki, niż miejsce, które faktycznie ma pomóc młodemu człowiekowi w zrozumieniu świata, siebie i innych ludzi. Nie twierdzę, że system przedmiotowy jest zły ani dobry, on jest po prostu i trzeba go zaakceptować i robić coś, by uczniowie jednak widzieli, że w prawdziwym życiu nie ma tak jasnych podziałów:"o, to należy do nauk biologicznych, to z kolei fizyka, a tu z coś innego...". Często uczniowie nie potrafią łączyć ze sobą faktów z różnych dziedzin i widzieć jakiś proces całościowo, a nie tylko w obrębie tej czy innej dyscypliny. Dlatego interdyscyplinarność w polskiej szkole jest potrzebna i jak najbardziej owocna. Czasem na języku polskim trzeba porozmawiać językiem matematycznym, aby dotrzeć do tych uczniów, dla których to ona jest królową nauk, a czasem w języku obcym, by chociażby młodzi ludzie uświadomili sobie, że sam język może być barierą. To ćwiczenie bym przeprowadziła w odwrotną stronę, najpierw konsultując się z nauczycielem języka angielskiego i wybrać taki przekład, który byłby napisany prostym językiem, a potem oczywiście porównać z oryginałem. Każdy przekład jest interpretacją, a więc wymaga zrozumienia tekstu, polecam spróbować samemu :)
OdpowiedzUsuńW zajęciach prowadzonych w języku angielskim zależało mi nie tylko na przełożeniu tekstu z jednego języka na inny, ale przede wszystkim na odwróceniu ról. Nauczyciel stał się na chwilę uczniem :)
UsuńI w taki sposób powinno uczyć się języka. Sposób, w jaki robi to większość szkół sprawia, że uczniowie uczą się języka, ale boją się go używać. Ja, języka angielskiego nie nauczyłem się w szkole - dopiero, gdy skorzystałem z oferty szkoły językowej https://lincoln.edu.pl/krakow/jezyk-angielski/kursy-indywidualne/, udało mi się poznać język i używać go w praktyce.
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo fajnie napisano. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńOgólnie sama nauka języków obcych może być bardzo fajną przygodą. W takiej sytuacji wiem, że doskonale sprawdza się aby już dzieci zaczynały się uczyć np. angielskiego. Dokładnie tą kwestię opisano w https://kreatywnadzungla.pl/2020/11/jak-zaczac-uczyc-dziecko-jezyka-angielskiego.html.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuńJa również raczej w tym kierunku się nie uczę, ale chcę aby moje maluchy zaczęły naukę języka angielskiego. Widziałam, że w moim mieście Iławie https://earlystage.pl/pl/szkola/ilawa również jest gdzie wysłać dzieci na kurs językowy. Dlatego ja na pewno to zrobię.
OdpowiedzUsuń