30 września 2015

I daję Ci wolność...

poszli sami

Dlaczego nam, rodzicom, tak trudno jest dać dzieciom wolność? Pozwolić na dokonywanie wyborów nie wpływających na bezpieczeństwo pociech? Ofiarować samodzielność? Co w tym złego, że dziś założą tę bluzkę i niepasujące do niej spodnie? Lub pragną mieć długie włosy nawet jeśli są małym chłopcem?


Patrzę na pokolenie wychowywane "pod kloszem" i zastanawiam się, jak ci młodzi ludzie będą funkcjonować w swoim dalszym życiu? Wszystko mają podstawione pod nos, wszędzie są dowożeni na czas, nie mają przestrzeni, w której mogliby popełniać błędy. Upadać i podnosić się po porażkach. Przecież, na wszelki wypadek, zadbamy o to, że nic złego się nie wydarzyło. Niech mają szczęśliwe dzieciństwo.

I rosną nam, przekonani o swojej wyższości nad światem, humanoidy. Niewyposażone w umiejętność radzenia sobie ze stresem, nieodporne na niepowodzenia, bojące się podejmować decyzji, wyjść do ludzi. Nawet zwykłe samodzielne przemieszczenie się z punktu A  do punktu B nie odbędzie się bez GPS-u w telefonie.

Skąd u mnie takie przemyślenia? Otóż. Starsze dziecię, zwane Paniczem, wyjeżdża na trzydniową wycieczkę. Młodzieniec rozpoczął naukę w klasie pierwszej. Wraz z sześciolatkami. I okazało się, że na wyprawę zgłosiła się tylko garstka dzieciaków. Smutne jest to, że nie względy finansowe stanęły na przeszkodzie, aby wspólnie spędzić ten czas. Przeważyło przeświadczenie, że "mój pierwszak jest jeszcze za mały, nie poradzi sobie". Kiedy zatem nadejdzie ten dzień, aby odczepić się od maminej spódnicy? Kiedy wyposażymy młodego człowieka w poczucie odrębności? Odpowiedzialności za czyny? O obowiązkach nawet nie wspomnę (przecież zrobię to: lepiej, szybciej, dokładniej). Wierzcie mi, siedmiolatek potrafi już pościelić swoje łóżko i poskładać ubrania. A nawet zrobi sobie kanapkę. Spróbujcie, a przekonacie się sami.

Czy będę się denerwować, kiedy syn będzie szalał w lesie? Zapewne. Ale obiecałam sobie, że nie zadzwonię. Wierzę, że dziecię da radę. I życzę Wam rodzice, abyście również uwierzyli. W swoje dzieci.


8 komentarzy:

  1. Myślę, że o własne dziecko Matka martwi się zawsze i zawsze pragnie jego szczęścia, ale masz zupełną rację w tym, że współczesna Mama jest nadopiekuńcza - a potem gimnazjalista, np. nie potrafi zapalić zapałką świeczki czy też skasować biletu w autobusie... to smutne ;((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielu rzeczy, które w naszym dzieciństwie były codziennością brakuje dzisiejszym dzieciakom. Wiem, świat się zmienił, ale zdaje się, że czasem przesadzamy w dbałości o dobro naszych pociech. Ot i tyle.

      Usuń
  2. Zgadzam się choć.... Myślę o tym, czy moje dziecko wybrałoby się na taką wycieczkę. Nie dlatego, że ja miałabym wątpliwości- ale z powodu samodzielnie podjętej decyzji. Nie wiem czy byłaby gotowa na to, by powiedziec "tak, jadę".
    Z drugiej strony u nas panuje dość duza swoboda w kwestii podejmowania decyzji. Dzieci same wybierają co na siebie włożą- nawet jeśli jest to przebranie na haloween.... Córka starsza od 4 lat nie nosi spodni. Wczesniej kiedy była zima kupowałam je takie na wyjścia- ale i w zeszłym roku postawiłyśmy na getry wełniane noszone na rajstopy. Nie chce- a ja przestałam kupować spodnie na wszelki wypadek. Ona w tym chodzi, ma prawo decydować. Teraz ma 6 lat. Mlodsza, 2,5 latka ostatnio wzięła się za obieranie warzyw obieraczką. Po prostu... Dzieci wiedzą. Próbują. Chcą. Trzeba im tylko stworzyć mozliwosci

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się całkowicie z tym, o czym piszesz, choć sama cały czas mocno pracuję nad sobą, by nie ograniczać młodego w odkrywaniu świata "po swojemu". Mam też świadomość, że najczęściej wszelkie moje obawy są na wyrost, a Adaś świetnie sobie radzi i pozytywnie zaskakuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To najtrudniejsze w byciu rodzicem- zapanować nad swoimi lękami.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. A ja sobie życzę takich rodziców moich szkolnych podopiecznych :).
    Zaś ze swojego doświadczenia życiowego dodam, że do dziś mam na palcu bliznę, która została mi po tym, gdy jako czterolatka próbowałam kroić chleb. Nie zniechęciło mnie to jakoś do krojenia pieczywa na wieki wieków. Nie wspomnę tych podrapanych kolan, wywrotek na rowerze, tekstów "zrób sobie sama" na prośbę "mamo, zrób mi kanapkę" :). Rodzice dawali mi dużo swobody. Po pierwsze dlatego, że byłam najstarsza z rodzeństwa (a jest nas w sumie sześcioro), po drugie, że - jak przyznała po latach mama - "I tak byś zrobiła po swojemu" :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze jest móc podążać własną drogą. Poza tym kiedy dzieciaki mają się nauczyć? Nastolatkami będąc? Wtedy już umieją: wygodnie czekać, aż zostanie im podane na tacy :(
      Pozdrawiam.

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz :)

Copyright © 2016 zakręcony belfer , Blogger