Sezon owocowy w pełni.
Napisałam to zdanie i teraz zastanawiam się, czy taki początek będzie dobry. Ale właściwie, dlaczego nie? Toż to przecież najprawdziwsza prawda. Przekonałam się o tym niemal organoleptycznie odwiedzając na początku tygodnia pobliski ryneczek. U zaprzyjaźnionej Pani Gosi maliny, borówki, węgierki i inne doba niemal uśmiechały się ze straganu. A Panicz nie przepuści żadnej okazji, aby nas na te dobra naciągnąć. Niech mu na zdrowie idzie.
Owoce owocami, ale prócz tego coś jeść trzeba. Co prawda żadne z moich piskląt nie należny do niejadków (ufff, jak to dobrze) i nie muszę specjalnie kombinować, ale stanie godzinami przy garach też nie stanowi mojego hobby. Owszem, lubię od czasu do czasu przyrządzić coś "ekstra", ale żeby tak na co dzień to nie. Stawiam na minimalizm (w końcu się wydało, ech). W ciągu roku szkolnego i tak najczęściej gotuje Najlepszy Na Świecie Mąż, bo wraca wcześniej z pracy.
Tymczasem, będąc szczęśliwą posiadaczką pewnej ilości owoców zabrałam się za wymyślanie obiadu. Choć, ze względu na jego ostateczną formę, lepiej byłoby powiedzieć: obiadku. Bo cóż stworzyłam ostatecznie? Placuszki- racuszki z niespodzianką. Wyszły pyszne, jak nigdy dotąd (bez przesady, ale były na prawdę dobre). I proces tworzenia nie był skomplikowany (ot, zwykłe ciasto naleśnikowe, tylko takie gęste i umyte drobiazgi do środka).
Szczerze powiedziawszy w placuszkach-racuszkach mamy trochę doświadczenia. Zwykle jednak w postaci nadzienia występowały rodzynki, różne jadalne pestki, żurawina, wiórki kokosowe i co tam jeszcze mieliśmy pod ręką (a czasem mamy ułańską fantazję).
No i tyle. Mam nadzieję, że narobiłam Wam apetytu :) A z rozpędu upiekłam jeszcze ciasto ze śliwkami (szybko znikające, znacie taki typ?). I jak tu nie kochać lata?
PS Podczas pieczenia ciasta przypomniałam sobie taką piosenkę i prześladuje mnie do teraz Najłatwiejsze ciasto w świecie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz :)