Wrzesień. Ruszają przygotowania do trzeciej już edycji Konkursu Filmowego „Lektury w kadrze”. Wszystko jest na razie w fazie projektu. Organizatorzy siadają z kalendarzem w ręku i planują kolejne kroki realizacji.
Od czego
zaczynamy? Wbrew pozorom nie od szukania patronów. Ich listę
ustaliłyśmy już jakiś czas temu. A zaczynamy od wprowadzenia
niezbędnych poprawek w karcie zgłoszenia i regulaminie. Poprzednia
edycja wykazała, że występują w nich jeszcze pewne nieścisłości.
Byłoby idealnie, gdyby oba dokumenty były jednoznaczne i nie
pozostawiały pola do interpretacji (z tego zwykle wynikają
niepotrzebne nieporozumienia na linii organizatorzy-uczestnicy).
Poprawki
wprowadzone. Czas słać podania do patronów. Jeśli kiedyś
zastanawialiście się, jak skonstruować listę instytucji, do
których warto wystąpić o pomoc, to zdradzę Wam sekret.
Siądźcie i spiszcie wszystkich, którzy przyjdą Wam do głowy.
Ostatecznie przez Internet (a tak zwykle rozsyłamy pisma) nikt Was
nie ugryzie, a czasem okazuje się, że najbardziej zaskakujące
pomysły przynoszą najbardziej owocne rezultaty w ramach współpracy.
Warto też pamiętać, że o niektóre patronaty występuje się dla
podniesienia rangi wydarzenia (z góry wiadomo, że raczej pomocy
w formie nagród, gadżetów itp. spodziewać się nie można).
Jest
styczeń. Znamy już z grubsza listę instytucji, które udzielą nam
poparcia. Teraz czas na rozmowy. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że
zdobycie wsparcia finansowego, czy chociażby drobnych podarunków
dla uczestników konkursu, jest trudne. Dlatego z częścią patronów
spotykamy się osobiście (choćby z przedstawicielami). Jeszcze
raz opowiadamy o całej idei naszego przedsięwzięcia, chwalimy się
dotychczasowymi osiągnięciami. Skutek jest bardzo różny.
Niektórzy mówią: wow, jesteście super, wspólnie zastanówmy się
jak możemy Wam pomóc. Częściej jednak kończy się na: przykro
mi, ale nie możemy Was dodatkowo wesprzeć. Jedno jest pewne. Nie
można przejmować się zbytnio odmowami. I my też, nauczone
oświadczeniem, nie zatrzymujemy się nad tymi drobnymi
niepowodzeniami. I tak ostatecznie zdobędziemy jakieś upominki.
Równolegle
ze staraniami o upominki rozszerzamy bazę kontaktową osób, do
których skierujemy zaproszenie do wzięcia udziału w konkursie. Do
adresów mailowych osób, które wzięły udział w pierwszej bądź
drugiej edycji, dodajemy jeszcze adresy placówek prowadzonych poza
granicami Polski. Jak się okazało i w tych szkołach jest
zainteresowanie naszą inicjatywą. Skoro jeden zespół nakręcił
film, to może i inne zechcą? Niczego nie ryzykujemy, nie tracimy, a
możemy tylko zyskać. I to nie tylko w aspekcie kolejnej pracy
konkursowej, ale również z perspektywy współpracy pomiędzy
naszą szkołą, a tą mieszczącą się przy Ambasadzie.
Oczywistym
jest również, że prosimy administratorów stron kuratoriów
oświaty o zamieszczenie naszego zaproszenia. Niektórzy chętnie to
czynią, inni odsyłają nas do swojej bazy teleadresowej i proponują
przesłanie informacji bezpośrednio do szkół. Choć może się
wydać, że to syzyfowa praca, czasem podejmujemy ten trud. Znajdźmy
pozytyw- poszerzamy naszą bazę, w przyszłym roku będzie łatwiej.
W marcu
zaczynamy wypatrywać pierwszych prac konkursowych. Zrobiliśmy już
wszystko, co można było, żeby zachęcić do wzięcia udziału w
„Lekturach w kadrze”. Teraz możemy już tylko czekać.
Prawdziwe
szaleństwo zaczyna się pod koniec kwietnia. Trzydziestego upływa
termin nadsyłania prac. Dzieje się, oj dzieje. I jeszcze telefony i
maile: wysłaliśmy ostatniego dnia po południu, czy to się liczy?
Oczywiście, że się liczy. Cierpliwie rozwiewamy wszelkie
niepewności. W ogóle szanujemy tych, którzy zechcą się z
nami kontaktować. Na ile jest to możliwe udzielamy informacji.
Już po
wstępnej selekcji, zostało dwadzieścia prac. Tyle obejrzy i oceni
Jury w pełnym składzie. W końcu udało się dopasować termin,
który odpowiada wszystkim. Nie było to łatwe. Żeby tylko dyskusje
nie przeciągnęły się do nocy. A jest o czym dyskutować.
Tegoroczny poziom prac jest naprawdę wysoki. Pożyjemy, zobaczymy.
Kiedy znamy
już laureatów, zaczynamy zapraszać ekipy. Po prostu łapiemy za
telefon i pytamy, czy nie chcieliby przyjechać na Galę. Bez
podawania miejsca, informujemy tylko o tym, że Jury doceniło tę
konkretną adaptację. Najczęściej taki argument wystarczy. Chętnie
przejadą się do Łodzi (choćby z Gorzowa Wielkopolskiego).
Zwłaszcza, że udało się, dzięki przychylności władz Łódzkiej
Filmówki oraz za sprawą członków Stowarzyszenia „Ars Visa”
zorganizować demonstracyjny warsztat dla Laureatów.
Zbieraniem
informacji o obecności uczestników zajmuje się jedna osoba, a
druga tworzy listę oficjeli, który zapowiedzieli się na Uroczystej
Gali. Jak to dobrze, że podobnie, jak w poprzednich latach, Muzeum
Kinematografii udostępniło na tę okazję swą Salę Kinową.
Będzie piękna oprawa podsumowania.
I nadchodzi
Wielki Dzień. I dla nas, organizatorów, i dla uczestników.
Wszystko dopięte na ostatni guzik, ale pewien niepokój pozostaje.
Czy się uda? Czy wszystko przebiegnie zgodnie z planem? Ale to
już temat na zupełnie inną historię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz :)