Panicz lubi się uczyć. Chętnie uczęszcza na zajęcia. Wśród ulubionych, obok szeregu propozycji ruchowych, pojawia się język angielski. Z zastrzeżeniem, że lepiej jest mówić, niż pisać ;)
Po lekcjach języka angielskiego syn wraca zwykle rozradowany. Zasypuje mnie słówkami, które często muszę wydobywać z odmętów pamięci ("mamo, mamo, a dziś mieliśmy...., wiesz jak to jest po angielsku?"). Kiedy więc pewnego dnia wrócił z niewesoła miną, zaniepokoiłam się. O co chodzi? Czyżby odwołano lekcję? Nie, wiedziałabym o tym.
Otóż, okazało się, że dziecię rzeczywiście dobrze sobie radzi, kiedy chodzi o mówienie oraz zapamiętywanie nowych słówek. Z pisaniem zaczęły się kłopoty. I nie chodzi tu o znajomość liter, nie, nie. Raczej o to, że w pośpiechu, zamiast skorzystać z podpowiedzi zamieszczonych w podręczniku, zapisał w zeszycie wyrazy, które musiał później pracowicie poprawiać (twierdząc przy tym, że :"do niczego się nie nadaję").
Aby pomóc dziecku (i sobie) w pokonaniu trudnego stanu, zaproponowałam zabawę w "Piotrusia". Tak się złożyło, że trafiły w moje ręce karty z wypisanymi w języku angielskim przymiotnikami i czasownikami. Pomyślałam:
Rewelacja. Nie dość, że spędzimy razem czas na zabawie, to przy okazji czegoś się jeszcze nauczymy.
Do wyciągnięciu kart z pudełka dokładnie obejrzeliśmy zarówno zamieszczone na nich obrazki, jak i wyrazy. Zadanie wydało nam się nieskomplikowane: należało połączyć wylosowane karty w pary (tyle, że każda para składała się z przeciwieństw). Powiem Wam, że ilustracje były na tyle sugestywne, że nawet Panienka, która nie potrafi jeszcze czytać, dołączyła do nas i świetnie się bawiła.
A Panicz, nie dość, że miał okazję wszystkich ograć, to jeszcze poćwiczył słówka (przy każdej parze odczytywał głośno słowa i objaśniał ich znaczenie). Tak miło spędziliśmy czas, że dzieciaki wcale nie miały ochoty kończyć gry. Myślę, że to najlepsza możliwa rekomendacja :)
Gdybyście mieli ochotę przyjrzeć się bliżej naszym kartom, znajdziecie je <tu> i <tu>. Musicie też wiedzieć, że wybraliśmy tylko jedną spośród kilku propozycji wykorzystania kart. Dajcie znać, jeśli przetestujecie inne :)
<grajmy> |
Takie "kieszonkowiec" to świetny pomysł na naukę nowych słówek po angielsku. Obecnie mam zamiar wysłać moje dziecko na kurs angielskiego do szkoły językowej https://lincoln.edu.pl/ i z pewnością taka pomoc naukowa sprawdzi się dobrze jako repetytorium. Takie gry świetnie nadają się jako pożyteczna oraz zabawna metoda nauki języków obcych.
OdpowiedzUsuńJa także korzystam z fiszek https://www.jezykiobce.pl/angielski/1396-angielski-fiszki-plus-dla-zaawansowanych-1-600-fiszek-program-i-nagrania-do-pobrania-kol-9788377886922.html i to co mi się podoba to nie tylko ich rozmiar, ale bogata zawartość. Nigdy bym się nie spodziewała, że tak wiele ważnych rzeczy można znaleźć w takich małych karteczkach.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem samo korzystanie z fiszek czy takich innych karteczek przy nauce języków obcych to dobry nawyk. Wtedy możemy poznać o wiele więcej słów oraz pożytecznych zwrotów. Ja jednak moje dzieci przede wszystkim zapisałam do szkoły językowej https://earlystage.pl/pl/nasze-szkoly/mazowieckie i wiem, że wybrałam bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńTakie kieszonkowe słówka już nie jeden raz pomogły mi znaleźć wiele ciekawych słówek. Myślę, że właśnie przy nauczaniu dzieci mają one świetne zastosowanie. Wpadłam także niedawno na artykuł https://ceo.com.pl/jak-zalozyc-szkole-jezykowa-71288 i jestem zdania, że posiadanie własnej szkoły językowej to jest na pewno fajna sprawa.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuń