Świąteczno - noworoczna przerwa to dobry moment, aby pobyć ze sobą. Zwykle pędzimy do szkoły, do pracy, po drodze podrzucamy Jaśnie Panienkę do przedszkolka i tak mija tydzień za tygodniem. Tym bardziej cieszy leniwe zakończenie roku. Nie bylibyśmy jednak sobą, gdyby przyszło nam siedzieć w czterech ścianach i wpatrywać się w ekran telewizora (choć to kusząca perspektywa, tylko jakoś odzwyczaiłam się od tych wszystkich migoczących obrazów).
Korzystając ze względnie znośnej pogody, dobrego samopoczucia i dziecięcego zapału Piskląt wybraliśmy się do <Muzeum Kinematografii>. Ot, co, pomyślicie. Żaden wielki wyczyn. A poza tym, cóż ciekawego może dzieciakom zaoferować taki przybytek kultury?
Może i to wiele :) Kiedy już przejdzie się przez usytuowane na różnych kondygnacjach wystawy stałe i czasowe, poświęcone historii filmu (od momentu nagrania, przez montaż, aż po realizację), zwiedzi się wnętrza pałacowe (wszak w posiadłości Scheiblera obiekt jest usytuowany) i zachwytem przemierzy miasteczko z animacji "Latająca maszyna" (<tu> znajdziecie zapowiedź), dociera się na strych.
A tam, na całej niemal dostępnej przestrzeni, królują postaci z kultowych animacji mojego dzieciństwa (choć przyznam nieskromnie, że Pisklęta miały już niejedną okazję, aby tych bohaterów spotkać, choć zwykle na kartach książek - takie zboczenie zawodowe, hehe). Jest Miś Uszatek, przewyższający swą posturą Jaśnie Panienkę. Są: Muminki, Baltazar Gąbka i Szpieg z Krainy Deszczowców. Nie zabrakło również Reksia, Pik-Poka, czy Zaczarowanego Ołówka. Wieka szkoda, że animacja z tym ostatnim nie działała tak, jak powinna i nie mogliśmy znaleźć się w jednym kadrze z Piotrkiem i jego wiernym psem (będziemy mieli powód, aby odwiedzić to niezwykłe miejsce kolejny raz).
Co szczególnie nas zachwyciło? Interaktywność wystawy. Możliwość dotknięcia właściwie wszystkich eksponatów (co zaczyna powolutku być normą w wielu muzeach), gwar, śmiech i przyzwolenie na dziecięce wariacje :)
Dodatkowymi atutami są z pewnością wydzielone miejsca, w których można odpocząć, poczytać książki z bohaterami ekspozycji w rolach głównych. Jest też fragment podłogi z wyświetlającą się planszą do gry dla małych wiercipiętek.
Dawno nie byliśmy w tak kolorowym i przyjaznym dzieciom miejscu. Gdybyście byli przypadkiem (lub całkiem planowo) w Łodzi, koniecznie odwiedźcie Pałac Pełen Bajek. Warto :D
Do Łodzi mam bardzo ambiwalentny stosunek. Szanuję ją jako kolebkę polskiego wzornictwa. Kocham za małe formy. Ale tych wakacji w 2014 nie mogę jej zapomnieć! Błądziliśmy 2h! W korkach! W godzinach szczytu! Z półrocznym malcem. A tylko przez Łódź przejeżdżaliśmy! Wszystko przez remonty i brak oznakowań. Trauma do końca życia, ale może dzięki Tobie za jakiś czas dam jej drugą szansę, bo Pałac Pełen Bajek brzmi zachęcająco ;)
OdpowiedzUsuńJeśli tylko się zdecydujesz, daj znać :) Remonty w znacznej części skończone, korki zdecydowanie zelżały, można zwiedzać :) A Pałac Pełen Bajek to nie jedyna atrakcja dla dzieciaków.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Absolutnie z Majuchem musimy się wybrać :) Ale jak troszeczkę podrośnie :) Póki co byliśmy w Muzeum Animacji SE-MA-FOR i też Wam polecamy :) ale zdaje się, że też byliście prawda??
OdpowiedzUsuńByliśmy, byliśmy. I bardzo dobrze się bawiliśmy :)
UsuńO tym miejscu jeszcze nie słyszałam i na pewno chętnie się wybierzemy. Również byliśmy w Semaforze, ale tu jeszcze nie.
OdpowiedzUsuńWarto tam zajrzeć, zwłaszcza we wtorek, kiedy wstęp jest wolny :D
Usuń