
Po wpisie, w którym chwaliłam się Paniczowymi umiejętnościami czytania pytaliście mnie o to, jak wygląda książeczka sylabowa, od czego zacząć? Pomyślałam sobie wtedy, że zamiast rozpisywać się w komentarzach i odpowiedziach umieszczę dodatkowy wpis, który tematu będzie dotyczył. I tak powstawał niniejszy post (błe, po raz pierwszy i chyba ostatni użyłam tego słowa). Kto ma ochotę na naukę czytania, tego zapraszam, hehe.
Najbardziej podstawową sprawą w całym procesie nauki będzie znajomość samogłosek. Metoda, do której się odwołuję, zakłada poznawanie wyrazów sylabami. Jeśli Wasze pociechy znają również spółgłoski, będzie cudownie. U nas samogłoski były przez dziecię śmigane (Panicz poznał już większość głosek, kiedy uczęszczał do przedszkolnej zerówki). Skupiliśmy się zatem na ciągu sylabowym związanym z głoską "l" (na początek warto wyćwiczyć jeden paradygmat i kolejno dokładać kolejne).

Aby powtarzanie naszych wyrazowych cegiełek nie było nudne, układaliśmy je w różne konfiguracje. Najbardziej ulubionym momentem syna jest ten, w którym to o odpytuje mnie (a nie zawsze jestem nieomylna, hehe). Z prawdziwą radością dostrzega moje pomyłki i je prostuje (nie muszę dodawać, że nie wiadomo kto cieszy się bardziej, Panicz, że poprawia mamę, czy mama, że Panicz ma świadomość popełnionego błędu, hehe). Dodatkowym urozmaiceniem są suwaczki sylabowe (takie, jak na fotografii <tu> ).
Po opanowaniu pierwszego szeregu sylab powinno pójść w górki, hehe. Kolejnym naszym krokiem jest wprowadzenie nowego modelu. Nasze cegiełki będą zawierały jeden element znany (samogłoskę) i jeden nowy (kolejną spółgłoskę). U nas, jako druga wystąpiła literka "m". I znów ćwiczymy niemal do znudzenia: ma, me, mi, mo, mu, my :)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz :)