5 listopada 2014

I że cię nie opuszczę, aż do śmierci...

zakręcony belfer

Ostatnio moje szkolne kotki dają mi ostro w kość. Szczególnie te licealne z Wyszczekaną Okularnicą na czele. Że nie lubią Mickiewicza, że im się nie podoba i po co on w ogóle pisał.
Chyba za karę, żeby oni, biedaczki moje, musieli się teraz męczyć. Tymczasem myśmy ledwo dotknęli tematu.  "Sonety krymskie", a co pięknego w tych opisach przyrody? "Ballady i romanse"- sami wariaci i obłąkańcy. Ech. Przypominam sobie jednak, co myśmy swego czasu mówili. Daleko było nam do uczniów idealnych, ale jakoś więcej pokory w nas było. Mówiąc krótko- nie dyskutowaliśmy tyle. A jeśli, to w nieco inny sposób.

Nie w tym jednak rzecz. Lektury omówić wypada, żeby nie powiedzieć, że trzeba. Mickiewicz, nie Mickiewicz. Przeraził mnie brak wiary, w istnienie wyjątkowych związków między ludźmi. Brak wiary w szczęśliwą miłość. I co za idiota popełnia samobójstwo z powodu jakiejś panienki (wybaczcie kolokwializm, hehe). To takie rzeczy się zdarzają? Serio? Nie mam pojęcia, czy to, co prezentują moi uczniowie to tylko poza, czy jakiś znak czasów. Chcę wierzyć, że wszystko jeszcze przed nimi i zmienią zdanie. Być może poczują, że się mylili, że możliwe jest prawdziwe, głębokie bycie z kimś i dla kogoś. Tego im serdecznie życzę.

PS W ramach pokuty, za zadanie tak "koszmarnej" pracy domowej, pozwoliłam sobie napisać listy do Moich Drogich Uczniów. Najpierw oni przelali swoje żale do Adama M. na papier, a później wspomniany Adam odpowiedział. Trochę pomogło, ale nie rozwiązało problemu. No cóż, będę próbować dalej :) Może przemówi do nich <Algorytm miłości>, oby. W końcu "Power of trinity", to nie wieszcz romantyczny :P 


zakręcony belfer

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :)

Copyright © 2016 zakręcony belfer , Blogger