11 września 2014

z Archiwum X

źródło:harcbook.info
Siedząc wygodnie na kanapie i obmyślając kolejne nieszablonowe zajęcia (jak mówi moja niezawodna A.- tańce na piłce), przypomniałam sobie zajęcia, które przeprowadziłam niemal na początku mej drogi zawodowej. Pamiętam świetnie, że omawiałam z klasą gimnazjalną "Kamienie na szaniec", a Dyrekcja zapowiedziała hospitację. Pewnie dziś uznałabym to za nornalną rzecz (wszak to nic nadzwyczajnego), ale wtedy wyjątkowo się przejęłam. No i zaczęło się...


Z szafy został wyjęty mój szary, harcerski mundurek. W pracowni zaciemnio dokładnie okna (nie chcecie wiedzieć ile trwało upinanie czarnej tkaniny, hehe). W rogu zasłoniętej tablicy znalazła się maleńka flaga i znak Polski Walczącej. Brakowało jeszcze tylko świeczek i byłam gotowa do działania. W odprasowanym wdzianku i z głową pełną pomysłów.

Dzwonek ogłosił koniec przerwy. Jakby nigdy nic, spokojnie przemierzyłam odległość dzielącą mnie od sali lekcyjnej, niemal nie zauważając odprowadzających mnie, pytających spojrzeń. Stanęłam grzecznie przed zdromadzonym tłumem i z właściwym sobie wdziękiem odgwizdałam zbiórkę. Nadal pamiętam to zdziwienie pomieszane z zaciekawieniem, hehe. Kiedy już wszyscy się ustawili, zadziwiająco szybko, przeprowadziłam mały "apel" z odliczaniem i czytaniem rozkazu. Przy okazji nastąpił podział dzieciaków na podgrupy zadaniowe.

W dalszej części zajęć wymyślano pseudonimy, opracowywano strategie walki z okupantem (w oparciu oo znajomość treści lektury). A wszystko przy akompaniamencie muzyki zespołu De Press z płyty "Żołnierze wyklęci" (właśnie byliśmy pod jej nieustającym wrażeniem i Najlepszy Na Świecie Mąż zdecydował się na zakup).

Moje wrażenia- bezcenne. Nie wiem, czy kiedykolwiek później byłam tak dumna nie tylko z pomysłu, ale i realizacji (efekt świeżości, hehe, pewnie było jeszcze wiele niepowtarzalnych lekcji). Równie silnych wrażeń dostarcza mi chyba tylko Konkurs Filmowy, ale to przecież całkiem inna historia. I choć wiem, że być może niektórzy oburzą się na instrumentalne traktowanie munduru, to wiedzcie moim Drodzy, że nie zrobiłam podczas tego "przedstawienia" niczego, czego mogłabym jako harcerka, instruktor ZHP (choć "w rezerwie") się wstydzić.

I tym przyjemnym akcentem zakończę dzisiejszy wpis. Czuwaj! Bo nie zna nikt dnia, ani godziny, gdy znów wpadnę na jakiś szatański pomysł, hehe.

2 komentarze:

  1. Pomijając wspaniałą kreatywność, to z muzycznych rzecz polecam płytę zespołu Lao Che "Powstanie Warszawskie". Naprawdę fajny klimat. Oczywiście De Press niczego nie ujmuję, ale Lao Che naprawdę mną rzuciło o glebę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) Nie pamiętam, czy już wtedy była płyta Lao Che. Podejrzewam, że dziś właśnie ją bym wybrała :)

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz :)

Copyright © 2016 zakręcony belfer , Blogger